Jeść lokalnie czy egzotycznie?

Czy powinniśmy jeść produkty lokalne czy z całego świata?

Wielokrotnie zadawano mi pytanie, czy powinniśmy jeść tylko produkty lokalne, czy też pochodzące z całego świata.

Zwolennicy produktów lokalnych powołują się na argument, że jeżeli od pokoleń spożywamy żywność wytwarzaną na miejscu, nasz organizm lepiej ją przyswaja i jest ona dla nas zdrowsza a oprócz tego mamy takie bogactwo roślin, że na pewno są odpowiedniki wszystkich „egzotycznych nowinek”.

Z kolei strona przeciwna przekonuje o ogromnych zaletach zdrowotnych i smakowych produktów pochodzących z całego świata.

Która strona ma rację ?

Prawda jak zwykle, leży pośrodku.

Rośliny rosnące w zupełnie innym klimacie, na innej glebie mają właściwości niespotykane u nas i dlatego mogą przejawiać pewne wyjątkowe właściwości lecznicze (na przykład żeń-szeń nie ma żadnego europejskiego odpowiednika).

Weźmy za przykład tak ostatnio modne awokado, ananas i papaję. Awokado rzeczywiście ma niezwykle korzystny zestaw składników odżywczych od witamin po nienasycone kwasy tłuszczowe. Te ostatnie sprawiają, że, jeśli dodamy je do potraw, lepiej wchłaniają się z nich witaminy A, D, E, K. Owoc ten zawiera też wiele antyoksydantów, a także substancje korzystnie wpływające na wzrok. Przypisuje mu się działanie przeciwnowotworowe i przeciwcukrzycowe.

Ponadto jest niezwykle pożywne, smaczne i łatwe w przygotowaniu.

Ananas zawiera m.i.n kwas foliowy, mangan i miedź, ma działanie przeciwzapalne.

Ale szczególnie wpływa na trawienie, zwłaszcza białek, dlatego korzystnie działa w wielu dolegliwościach przewodu pokarmowego.

Papaja ma podobny do ananasa wpływ na przewód pokarmowy i trawienie białka.

Minusem z kolei jest to, że warzywa i owoce egzotyczne często są zrywane niedojrzałe, co sprawia, że wiele korzystnych dla zdrowia substancji nie zdąży w nich powstać. Aby nie zepsuły się w trakcie transportu są spryskiwane substancjami chemicznymi lub naświetlane.

Nawet certyfikat „bio” nie daje nam pewności, że produkt naprawdę taki jest – pamiętajmy, że w wielu krajach nie ma odpowiednich przepisów regulujących takie uprawy.

Kiedy kupujemy krajowe, sezonowe warzywa i owoce, zwłaszcza na lokalnych targach czy bazarach lub od znajomych dostawców mamy większą pewność, że są to produkty, które dojrzewały na słońcu i nie musiały być długo transportowane w pobliże naszego miejsca zamieszkania ani dodatkowo konserwowane.

Mają one też szansę naturalnie dojrzeć na słońcu...

Wystarczy porównać smak i aromat dojrzałego pomidora zerwanego prosto z krzaka z wytwarzanym (bo trudno to nazwać hodowaniem) w szklarniach na podłożach hydroponicznych. Taki pomidor na pewno nie będzie miał takiej samej wartości odżywczej ani zdrowotnej.

Podobnie, jeśli ktoś próbował świeżo zerwanego ananasa, banana czy avocado nie odnajdzie tego smaku w owocach sprowadzanych do nas z krajów ich pochodzenia.

Nie znaczy to, oczywiście, że powinniśmy zrezygnować całkowicie z owoców egzotycznych, ale korzystać w sezonie z bogactwa naszych własnych owoców i warzyw, ponieważ ich właściwości prozdrowotne nie ustępują tym z dalekich krajów.

Poza tym owoce cytrusowe, arbuzy, melony nadają się świetnie do gaszenia pragnienia w upały, ale należy zdecydowanie zmniejszyć ich ilość jesienią i zimą na korzyść bardziej rozgrzewającego pożywienia.

Dużo racji mają też zwolennicy teorii o wyższości produktów lokalnych i spożywanych od pokoleń nad produktami „obcymi”. Okazuje się, że Azjaci dużo gorzej trawią produkty mleczne, które w ich kulturze żywieniowej nie zajmują wiele miejsca. Lepiej za to trawią soję niż Europejczycy.

Soja jest dosyć ciężkostrawnym produktem i nawet w krajach Wschodu przygotowanie i fermentacja tradycyjnego sosu sojowego czy tofu trwa około dwóch lat (a raczej powinna tyle trwać, ponieważ dzisiaj procesy te są sztucznie skracane).

Rzeczywiście też nie wykorzystujemy w pełni potencjału naszych rodzimych produktów – kto ma w swojej diecie jarmuż, skorzonerę, brukiew, topinambur czy lędźwian (stara odmiana grochu zawierająca duże ilości białka i zdecydowanie lepiej strawna niż soja).

Kto używa liści kalarepy, rzodkiewki, marchewki, pokrzywy, mniszka, traganka, lebiodki, ogórecznika? Kwiatów nagietka, koniczyny, stokrotki, akacji, mlecza?

Istnieje jeszcze trzeci aspekt – niektóre produkty trudno zaliczyć sztywno do jednej z

tych dwóch kategorii.

Jak sklasyfikować sprowadzone dopiero w XVI wieku z Ameryki Południowej ziemniaki i pomidory? Na początku były traktowane ze sceptycyzmem i uważano, że mogą powodować choroby.

Nie były to tylko zabobony, ponieważ ziemniak, pomidor (także papryka) należą do psiankowatych (Solanaceae). Ta rodzina roślin ma sporo trujących i halucynogennych przedstawicieli jak pokrzyk wilcza jagoda, muchomor czerwony, bieluń dziędzierzawa, lulek czarny.

Łodygi i liście ziemniaka, pomidora a także papryki zawierają substancje toksyczne. Sam ziemniak zawiera ich mniej , chyba, że jest źle przechowywany (dostęp światła, zwłaszcza neonowego), wtedy zawarte w nim m.in. solanina i chakonina mogą powodować zatrucia .

A co z przyprawami?

Co prawda wanilia, cynamon, gałka muszkatołowa, pomarańcza, pieprz, kumin, kurkuma, goździki czy imbir nie rosną u nas, ale były znane i stosowane od wieków, a ich właściwości prozdrowotne są niezwykle istotne.

Podobnie wiele przypraw rosnących dzisiaj u nas jak na przykład kminek, koper włoski , rozmaryn, pietruszka, czosnek, lubczyk, seler, gorczyca, mięta, dzisiaj uważanych za rodzime, przywędrowało do Europy w okresie średniowiecza.

O ile ananas, awokado czy papaja, nadal pozostają dosyć egzotyczne, to cytryna i ryż „ zadomowiły się „ w naszej kuchni i trudno sobie ją dzisiaj wyobrazić bez nich.

Ze względu na wzrost ilości alergii i osób na diecie bezglutenowej takie zboża i trawy jak ryż, amarantus, komosa ryżowa, teff czy sorgo znajdują coraz więcej zwolenników.

Podobnie kokosy– mleczko kokosowe stanowi zamiennik mleka dla alergików, nie mówiąc już o zaletach wody czy oleju kokosowego.

Jak widać wiele z „egzotycznych” produktów coraz bardziej zadomawiają się u nas, ze względu na ich właściwości prozdrowotne czy na możliwość stosowania u osób z różnymi schorzeniami.

Nadal pozostaje, oczywiście, kwestia w jakich warunkach te rośliny są hodowane i na ile traktowane związkami chemicznymi (niektóre są opryskiwane, inne zanurzane w pojemnikach z substancjami konserwującymi). Istotne jest, ile z tych związków zostanie wchłonięte do wnętrza. Np. orzechy kokosowe mające bardzo grubą skorupę prawdopodobnie nie wchłoną ich tyle, co owoce mające cieńszą skórkę jak awokado czy mango.

Dlatego dobrze jest, w miarę możliwości używać produktów ekologicznych.

Jaki z tego wszystkiego wniosek? Warto opierać cię na lokalnych, dojrzałych, w miarę możliwości ekologicznych produktach (niekoniecznie muszą mieć certyfikat, ale ważne aby pochodziły z wiarygodnych źródeł), być jednakże otwartym i korzystać z dobrodziejstw roślin rosnących w różnych rejonach świata.

Autorka:

lek. med. Urszula Chorzępa



Udostępnij ten wpis

Komentarze (0)

Brak komentarzy w tym momencie.

Nowy komentarz